Saturday, January 06, 2007

Back from Cypr

Właśnie (wczoraj) powróciłam z Cypru i postanowiłam opisać moje wrażenia. (dla mniej cierpliwych foto story na końcu tego postu)

Było ciepło, przyjemnie, bardzo dobry hotel, dobre jedzenie, pokój z widokiem na morze. Wyspa jak wyspa, nie zachwyca architekturą tak jak np. Santorini. Krajobrazy też nie są przecudowne, ale... Ludzie... To ludzie wyróżniają Cypro spośród tysięcy innych wysp. Wszyscy zdaje się przeszli kurs gościnności. Wszyscy są czarujący i mili i mają w sobie swoisty spokój. Na Cyprze (poza sezonem) wszystko dzieje się wolniej, nikt się specjalnie niczym nie przejmuje, robi wszystko w swoim tempie. To taka miła odmiana. W Warszawie wszyscy już by się wściekli na długie czekanie.

Ciekawostki z Cypru, o które wypytałam kierowcę/ przewodnika Ronniego podczas Jeep Safari lub których dowiedziałam się sama:

1. Cypr ma około 100 tam, w których podczas zimy zbiera się wodę ze stopionego śniegu (pada tylko w górach) i deszczu. Woda ta ma wystarczyć na resztę roku i z reguły wystarcza.

2. Cypryjczycy czują się w pierwszej linii Cypryjczykami, w drugiej, że wywodzą się z kultury Greckiej

3. Cypr ma ok. 5 km tras narciarskich (w górach Troodos)

4. Na Cyprze jest dużo sklepów spotykanych only in the UK (TopShop, Debenhams etc.)

5. Na Cyprze jest mnóstwo Rosjan (większość obsługi hoteli zna chociaż podstawy rosyjskiego --> usłysz Cypryjczyka rozmawiającego z lokalnym biurem podróży po Rosyjsku, a zobaczysz absurdalność tej sytuacji)

6. Najwyższą górą Cypru jest góra OLIMP

Photo Story:

Ogólnie to cały czas czułam się tak:


może dlatego, że i na Cyprze można poczuć się swojsko:



i dlatego, że były też atrakcje rodem z Florydy:



a w telewizji Rosyjskie programy (na zdjęciu Ivan Groznij):


na Safari dużo pięknych widoków i adrenaliny (na zdjęciu od lewej Agnieszka, przewodnik/kierowca Ronnie i pewien Niemiec)



a kiedy już myślałam, że gościnność Cypryjczyków nie ma granic... zaniemówiłam, bo...przebili samych siebie: na ścieżkę w parku narodowym przybyły koźlątka żeby nas przywitać (Cypryjskie kozy jak widać też są gościnne).



A woda była cały czas la-zu-ro-wa



i niezbyt zadbane Cypryjskie uliczki tylko dodawały wszystkiemu autentyczności:

Sunday, August 20, 2006

A po powrocie...

Powróciłam ze Starachowic bardziej wysportowana i szczęśliwsza i choć bez wizyty w Białymstoku, to i tak było świetnie, za co tutaj oficjalnie pragnę podziękować organizatorom tej wycieczki.

Chciałam zamieścić tutaj zdjęcia, ale nadal nie umiem tego zrobić. Może więc innym razem. Chciałam również opisać ten wyjazd, ale chwilowo brak mi słów, bo muszę kontynuować zaległą pracę dla Niemców, która tak mi dobrze idzie, że jak wróciłam wczoraj z obiadu to poległam i zasnęłam na 17 godzin.

Sunday, August 13, 2006

Kolejna podróż - kierunek Starachowice (i Białystok)

Chciałam wreszcie zamieścić trochę zdjęć, ale nie wiem jak to zrobić, coś nie wychodzi, a tymczasem jutro (dzisiaj! - minęła północ) wyruszam w kolejną podróż.

Tym razem do Starachowic. O tym czym zaskoczyło mnie to miasto i jego mieszkańcy będzie można przeczytać tu już wkrótce...

Następnym etapem mojej podróży będzie Białystok, a dokładniej tamtejsza akademia medyczna (Nie, nie zamierzam tam wykładać).

Cele moich podróży na razie przemilczę. Wtajemniczeni wiedzą (i mię oczekują), a niewtajemniczeni dowiedzą się już wkrótce.

Na marginesie dodam ciekawostkę historyczną: Białostocka akademia medyczna mieści się w pałacu Branickich, gdzie moja prababcia chodziła do szkoły (dla dobrze urodzonych panien). Podobno pod podłogą jednej z sal było wielkie akwarium.

Wednesday, August 09, 2006

Wielki powrót do ojczyzny.

Powróciłam zakonczywszy kurs na poziomie najwyższym z możliwych, a mianowicie: "Perfecionnement". Oczywiście po drodze nie obyło się bez przygód... Po biegu z przeszkodami po paryskim metrze, dzierżąc w rękach walizkę i 2 torby podręczne (nie mylić z poręczne) i torebkę dotarłam na lotnisko.... Było jednak za późno. Przybyłam tam w momencie kiedy mój samolot wzbijał się w powietrze..

Widząc moje zagubienie, pani z LOT z firmowym uśmiechem na twarzy powiedziała, że mogę wracać za 4 dni i na razie nic innego nie wykombinuje, ale żebym przyszła za 5 godzin, bo jest jeszcze jeden samolot do Polski.

Po milionie telefonów do domu oraz do siostry:), przeszpiegach w innych liniach, zakupach w kiosku i ogromnym obiedzie (polecam restauracje Hipopotamus na lotnisku CDG) powróciłam do stanowiska LOTU i... Po dłuższym "recherchu" miła pani jednak uratowała mi życie i znalazła miejsce za co jej jestem po dziś dzień wdzięczna!

Thursday, July 27, 2006

La Baguette

Prosze Panstwa! Wczoraj znalazlam sie w sytuacji rodem z amerykanskiego filmu o Paryzu.

Coz sie wydarzylo? Otoz kupilam pol bagietki (Tutaj wszyscy kupuja albo cala albo pol, wiec to jeszcze nic niezwyklego) i szlam z nia do domu...

I nagle ujrzalam ich wszystkich. Wylaniali sie zewszad! Za mna staruszka. Z lewej strony pan wychodzacy z supermarketu, z prawej kobieta wysiadajaca z samochodu. Przede mna pan z psem, obok mnie tez ktos.

Ludzie z bagietkami byli wszedzie!

Czy przedtem ich nie bylo czy tylko ich nie zauwazalam? Moja teoria jest taka, ze samemu trzeba stac sie posiadaczem bagietki zeby zaczac dostrzegac swoich pobratymcow, tajnych czlonkow bagietkowej mafii.

Monday, July 24, 2006

Komentarze dla wszystkich

Teraz nie trzeba byc zarejesteowanym zeby publikowac komentarze wiec zapraszam.

Tutaj zycie toczy sie wolniej

Wbrew pozorom w Paryzu zycie nie toczy sie w zawotnym tempie. Moze i wszyscy pedza z jednego peronu metra na drugi, ale znajduja jednak czas by rano pojsc po bagietke, wyprowadzic swojego czworonoga ( pojecie francuski piesek nie jest abstrakcyjne, ale o tym moze kiedyindziej) i by poczytac gazete i napic sie espesso w pobliskim café.

Paris Plage

Jednak udalo sie odnalezc jedna z wiadomosci! A wiec:

Wczoraj ogladalam na plazy tance tahitanskie i sluchalam tahitanskiej muzyki. Potem byl zespol grajacy bossanove, a jeszcze pozniej ogladalam sztuczki magiczne. Wieczor zakonczylam sluchajac algierskiej muzyki. Czlowiek, ktory ja spiewa ma niesamowicie mocny, przenikliwy glos. Czasami spiewa po francusku, ale przez wiekszosc czasu w jezyku berberow (according to moj nowy znajomy - Mohamed). Tak czy siak slychac ze spiewa prosto z serca i glosem przekazuje emocje (ktore jak slusznie twierdzi semiotyka sa jezykiem miedzynarodowym i ogolnie rozumianym).

Wieczor skonczylam jednak przedwczesnie - umykajac mojemu nowemu znajomemu pod pretekstem kolezanki, ktora nie ma kluczy i na mnie czeka.

Na koniec zamieszczam zdjęcia z Paris Plage o zmierzchu



Skasowane wiadomosci, ktore nigdy nie ujza swiatla dziennego

Wlasnie stworzylam w pocie czola dwie wiadomosci, ktoe jednak nigdy nie ujza swiatla dzienniego gdyz przycisnelam zly przyciski myslac, ze oznacza on "publikuj", znaczyl jednak "skasuj na zawsze"

Friday, July 21, 2006

Ciekawostki z Paryza

1. jestem w grupie z gwiazdorem jakiejs hiszpanskiej opery mydlanej (podobno w czasie wizyty na montmartre okrazyly go hiszpanskie fanki i nie chcialy puscic)

2. W Paryzu otwato plaze. Przed ratuszem gra sie w siatkowke plazowam, a wzdluz kilku kilometrow nabrzeza sekwany nasypano piasku. Sa tez lezaki, palmy i inne rosliny tropikalne, basen, koncerty, kafejki, darmowe masaze, starsi panowie tanczacy (prawie breaka) z mlodzieza, nauka tancow tahitanskich i moja ulubiona pozycja w plazowym menu: maszyny ktore podukuja chlodzaca wodna mgielke. Ci, ktorzy mnie znaja, wiedza ze nie ruszam sie z domu bez wody termalnej w sprayu... Powiem tylko, ze wielka jest moja radosc kiedy moge sie przechadzac i byc spryskiwana woda w sprayu w wersji maxi!

2. wczoraj w drodze z teatru (American Dance Company) wstapilam z kolezanka do sklepu po butelke wody. Wyszlam bogatsza o rzeczona wode, dwie gumy do zucia (dostalam w prezencie) i propozycje malzenstwa...